Na samym początku tego wpisu, życzyłbym sam sobie, aby więcej nie przytrafiała mi się tak długa przerwa w publikowaniu. Już od dłuższego czasu planowałem kolejny wpis. Moim największym przeciwnikiem okazał się czas, a ściślej rzecz ujmując jego brak. W tekście tym przeczytacie jednak, że brak dostatecznego czasu na uruchomienie laptopa i napisanie kilku akapitów nie jest jednoznaczny z absencją systematycznego treningu biegowego. Postaram się przedstawić swój punkt widzenia na temat systematycznego trenowania przy jednoczesnej pracy na pełen etat.
Zmiany
Osoby, które śledzą systematycznie moje konta w mediach społecznościowych a więc na Facebooku oraz Instagramie z pewnością dostrzegli, że zdecydowaną większość czasu spędzam obecnie w Warszawie. Wizyty w rodzinnym Lublinie są z kolei dość sporadyczne i przypadają jedynie w wybrane weekendy.
Oznaczać to może zatem zmiany. Na jak długo to dopiero czas pokaże. Sytuacja z pewnością będzie rozwojowa. Zmiany niosą za sobą ryzyko, ale dla wielu osób okazują się strzałem w przysłowiową „dziesiątkę”.
Praca treningowa przed pracą zawodową
Jestem rannym ptaszkiem jeśli rozchodzi się o trenowanie. W aspekcie tym wiele osób mogłoby rzucić mi wyzwanie i z dużą dozą prawdopodobieństwa wyszedłbym z tej konfrontacji zwycięsko. Godziny pracy od blisko trzech i pół roku umożliwiają mi realizację treningu zarówno przed jak i po niej. Wszystko zależy od umiejętności organizacji swojego czasu. Ja wybrałem bieganie o poranku, przyzwyczaiłem do tego swój organizm i nie sprawia mi to w zasadzie żadnego kłopotu.
Codzienne pobudki o wczesnych godzinach nie należą do najłatwiejszych. Wykonanie dłuższej jednostki treningowej (powyżej 15 kilometrów), następnie kąpiel, sporządzenie posiłków i ogólne wyszykowanie do pracy wymaga odpowiedniego buforu czasowego. Wszystko da się zrobić, choć często kosztem snu a nie od dziś wiadomo, że to właśnie sen wpływa w dużej mierze na skuteczną regenerację u miłośników sportu. I mowa tu rzecz jasna zarówno o uprawnianiu sportu zawodowego jak i amatorskiego.
Wyrzeczenia
Determinację związaną z porannym wstawaniem niezależnie od warunków pogodowych i pory roku, kiedy można zwyczajnie pospać sobie dłużej traktuję już jako mały sukces. Jasne jest, że po prostu czasami się nie chce. Sprecyzowane założenia i chęć osiągnięcia wyższego sportowego poziomu zdecydowanie pomaga przezwyciężyć trudniejsze momenty. Pokonanie każdego kolejnego „kamienia milowego” (w postaci opuszczenia wygodnego łóżka) to potencjalnie krok w przód. Oczywiście nie popadajmy w paranoję. Mam możliwość trenowania również pod wieczór, ale to mój dobrowolny wybór!
Nie da się ukryć, że biorąc pod uwagę pracę w pełnym wymiarze czasu trenuję całkiem sporo. Znam osoby, które biegają 7 dni w tygodniu. Inni z kolei wykonują nawet dwie jednostki dziennie (np. 3 dni w tygodniu, a w pozostałe 3-4 dni przypada jedna jednostka treningowa). Sam natomiast przez większą część roku biegam 6 dni w tygodniu. Na trening wychodzę od wtorku do niedzieli a poniedziałek jest dniem wolnym od biegania. Oczywiście nie są to sztywne ramy. Jasną sprawą jest fakt, że intensywność treningu musi być adekwatna do stażu biegowego oraz stopnia wytrenowania.
Bieganie rekreacyjne a ambitne trenowanie
Tak na prawdę nie chcę oddzielać tego jedną, grubą kreską, ale bez wątpienia mowa tutaj o dwóch zupełnie innych podejściach do aktywności sportowej jaką jest bieganie.
Bieganie rekreacyjne interpretuje jako bardzo luźny stosunek do aktywności. Mam tutaj na myśli 2-3 przebieżki w tygodniu bez określonego planu działania oraz o niskiej intensywności, mające przede wszystkim na celu poprawę ogólnego samopoczucia. Może to również wynikać z chęci zmiany stylu życia (np. uzupełnienie diety odchudzającej o aktywność na świeżym powietrzu). Osoby biegające rekreacyjnie na ogół nie pokonują dużej ilości kilometrów a same przebieżki mają charakter biegów raczej jednostajnych. Każde kolejne wyjście jest podobne do poprzedniego. Takie elementy treningów jak interwały, elementy siły biegowej itp. nie są na ogół praktykowane a wynikać to może z braku wiedzy i doświadczenia.
Ambitne trenowanie w moim rozumieniu rozpoczyna się w momencie kiedy wykonanie jednostki treningowej jest nierozłącznie powiązane z planowaniem każdego kolejnego dnia lub z wyprzedzeniem np. tygodniowym. Treningi mają charakter różnorodny. Poszczególne jednostki różnią się od siebie np. długością, intensywnością czy chociażby miejscem ich wykonania. Osoby takie koncentrują się zdecydowanie bardziej na poprawie swoich umiejętności oraz wyników. Trenują według zaleceń opisywanych w literaturze, Internecie lub korzystają z porad wykwalifikowanych trenerów, bądź bardziej doświadczonych osób, pasjonatów biegania. Na trening wychodzą od 4-7 razy w tygodniu a pakując się na wyjazd służbowy czy urlop zdecydowaną część walizki zajmują buty, ubrania i inne akcesoria biegowe.
Opisane przeze mnie powyżej dwie grupy to mój osobisty, bardzo podstawowy podział biegaczy. Nie jest to żadna klasyfikacja podparta badaniami naukowi a jedynie obserwacje wynikające z kilkuletniej pracy z klientami, amatorami biegania o różnym stopniu zaawansowania i zaangażowania. Mogę śmiało stwierdzić, że na przestrzeni kilku lat nabyłem w ten sposób całkiem sporo cennego doświadczenia.
Ambitne wstawanie, ambitne trenowanie
Każdy kto mnie zna i obserwuje moje biegowe poczynania nie ma wątpliwości, że jestem mocnym reprezentantem grupy ambitnych amatorów. Zaliczam się do osób, który praktycznie każdy dzień pracujący, wolny czy wyjazdowy układa pod kątem wykonania treningu. Jest to dla mnie zwyczajnie bardzo ważne, żeby nie określić tego mianem priorytetowe. Choć sam trening biegowy i chęć rozwoju w tym kierunku nie przynosi mi bezpośredniego dochodu to jednak działania takie mogą wpływać na niego pośrednio. Generalnie rzecz ujmując nie zarabiam na bieganiu. Całość zaangażowania i wyrzeczeń wynika z pasji, do której jak wiadomo wszyscy ludzie zazwyczaj dokładają. Wszak hobby kosztuje. Z dwojga złego lepiej wydawać na hobby, aniżeli roztrwaniać „majątek” w nieracjonalny sposób.
Niebawem minie 6 lat odkąd zaszczepiłem się pasją do biegania. Wciąż żałuję, że przygoda ta nie rozpoczęła się kilka lat wcześniej. Miałem ku temu predyspozycje, ale zwyczajnie zabrakło osoby, która by mnie „popchnęła” w tę właściwą stronę. Nie ma co rozpamiętywać, bo „mleko się rozlało”. Cieszę się, że większe urazy i kontuzje omijają mnie przez co mogę trenować systematycznie i rozwijać się długofalowo. Jak można wywnioskować z tego tekstu motywacji i konsekwencji w działaniu mi nie brakuje. Cały czas liczę na pełnie zdrowia, które jest warunkiem koniecznym do regularnego treningu. Mierzę dalej i wyżej. Zdaję sobie sprawę, że osiągnięcie mistrzowskich wyników nie jest możliwa. Wciąż jest jednak szansa na podwyższenie swoich umiejętności i dzielenie się swoim dotychczasowym doświadczeniem z innymi.
Którym typem jesteś Ty?
Przedstawiłem swoje podejście do biegania i trenowania a jaki jest Wasz stosunek do tego wszystkiego? Traktujecie tę dyscyplinę jako idealne rozwiązanie na poprawę nastroju i czas na przemyślenia czy biegacie regularnie wylewając od czasu do czasu siódme poty na treningach i zawodach? Chętnie o tym przeczytam, jeśli pozostawicie komentarz pod tym wpisem, lub skontaktujecie się ze mną bezpośrednio poprzez zakładkę Kontakt.
Czytam z przymrożeniem oka takie wypowiedzi bezdzietnych kawalerów o pracy na pełen etat 😉
Zgadzam się, że stan cywilny i ilość dzieci lub ich brak ma znaczenie biorąc pod uwagę regularność treningową. Niemniej jednak występują również inne sytuację, które nie ułatwiają.