Skip to content

6 Bieg do Koszar – relacja

Dotychczas za pośrednictwem swojego bloga sporządzałem relacje z biegów, które można nazwać tradycyjnymi. Bieg do Koszar w Twierdzy Modlin to dość specyficzna impreza, która łączy w sobie częściowo tradycyjną rywalizację w terenie z elementami przeszkodowymi w budynku. Zachęcam zatem do przeczytania kolejnej już relacji z zawodów, w których wziąłem udział.

Zapisy

Chociaż zapisy na tegoroczną szóstą edycję Biegu do Koszar rozpoczęły się około trzech miesięcy wcześniej to jednak przez dłuższy czas nie szczególnie interesowałem się tą imprezą.

Dopiero w kwietniu wyświetliła mi się informacja, czym konkretnie charakteryzuje się to wydarzenie biegowe. Rywalizacja przebiega na dystansie około 5-ciu kilometrów wzdłuż i wewnątrz najdłuższego budynku w Europie, a więc Koszar Obronnych Twierdzy Modlin mierzących 2250 metrów długości. Ten historyczny, wielokondygnacyjny budynek jest mocno zaniedbany, ale przez to ma też swój niepowtarzalny klimat. Jego zwiedzanie możliwe jest jedynie przy udziale przewodnika i przez większość roku jest on niedostępny dla szerokiego grona turystów. Dodatkowo bieg rozgrywany jest w godzinach wieczornych i mimo iż na zewnątrz jest jeszcze widno to każdy z uczestników zobowiązany jest do startu z latarką czołową. Wynika to z faktu, że wewnątrz budynku jest ciemno a o przebiegu trasy informują jedynie odblaskowe taśmy z oznaczeniami kierunków i zakrętów.

Mój start w zawodach został potwierdzony dopiero na trzy dni przed zawodami. Okazało się bowiem, że jeden z moich kolegów ma pewne problemy zdrowotne i jego udział w tej imprezie jest niemożliwy. Był to jednak start firmowy, opłacony przez pracodawcę przez co nie było problemów formalnych z przepisaniem pakietu startowego na inną osobę. Jedynie na numerze startowym, który został wcześniej wydrukowany pozostało imię „Michał”.

Udział w zawodach dla większości uczestników wiązał się z wydatkiem 60 złotych w pierwszym i 85 złotych w drugim terminie.

Biuro zawodów

Biuro zawodów czynne było od godzin porannych w dniu wydarzenia. Pakiety dla Naszej ekipy odebrał z kilkugodzinnym wyprzedzeniem Zbyszek, który od pewnego czasu zamieszkuje właśnie w Modlinie.

Zawody zaplanowano na sobotę 20 maja 2023 na godzinę 20:00. Tego dnia pracowałem jeszcze w godzinach 10:00-14:00 w Warszawie. Po zakończeniu pracy udałem się od razu na Dworzec Gdański i stamtąd pociągiem Kolei Mazowieckich pojechałem bezpośrednio do Modlina.

Na miejscu byłem już po godzinie 15:00 i wtedy z pomocą zwrócił się do mnie właśnie wyżej wspomniany Zbyszek. Zaprosił mnie do swego mieszkania na herbatę i wspólnie odbyliśmy również kilkukilometrowy krajoznawczy spacer po okolicy. Około godziny 18:00 wyruszyliśmy pieszo w kierunku Twierdzy i po pół godziny drogi byliśmy już na miejscu.

Rozgrzewka

Rozgrzewkę przed biegiem rozpocząłem na trzy kwadranse wcześniej a więc o godzinie 19:15. Składała się ona z 3 kilometrów spokojnego biegu w tempie 4:50/km. Następnie sporo ćwiczeń dynamicznych, wymachów rękami, nogami czy też krążenia biodrami oraz kolanami. Przed biegiem zrezygnowałem całkowicie z wykonywania przebieżek. Wyszedłem bowiem z założenia, że większość biegu będzie miała charakter interwałowy a kluczowym i tak będzie jak najlepsze pokonywanie schodów zarówno w górę jak i w dół.

Zarówno w trakcie jak i po zakończeniu rozgrzewki czułem sporą suchość w ustach. Popołudnie i wieczór był bardzo ciepły a powietrzu wyczuwalna była duchota. Przed ustawieniem się na starcie zwilżyłem całą twarz zimną wodą, aby się lekko pobudzić.

Nietypowa godzina startu, praca w godzinach przedpołudniowych oraz kilka kilometrów spaceru po południu sprawiły, że do wyścigu startowałem z 20-ma tysiącami pokonanych od rana kroków.

Bieg

Ze względów na przedłużającą się wspólną rozgrzewkę start biegu nastąpił z 9-cio minutowym opóźnieniem. Uczestnicy biegu mieli startować w grupach 10-cioosobowych w odstępach co 10 sekund. Wszystko przez fakt pokonywania znacznej części trasy po wąskich korytarzach Koszar Obronnych.

Niewiele myśląc zgłosiłem się na chętnego do pierwszej tury. Strategia była prosta. Ruszyć mocno i później biec możliwie szybko na prostych a na schodach i rozwidleniach korytarzy zachowywać szczególną uwagę.

Zdjęcie wykonane podczas startu pierwszej serii fot. profil Biegiem do Koszar na Facebooku

Start był od razu pod niewielką górę, ale ruszyłem zgodnie z planem, a więc mocno, tak aby do wnętrza budynku wbiec jako pierwszy i nie narażać się na niepotrzebne przepychanki.

Przez pierwszy kilometr dwójka rywali znajdowała się w niewielkiej odległości ode mnie. Wiedziałem, że międzyczasy z zegarka nie będą dokładne, bo liczne zakręty, schody, korytarze, wybiegi na zewnątrz budynku i ponowne wbiegi do środka mocno zakłócą odczyty GPS a co za tym idzie tempo pokonywanego dystansu.

Po kilku pierwszych minutach uzyskałem nieco większą przewagę nad drugim zawodnikiem. Co jakiś czas spoglądałem za siebie i miałem wrażenie, że na odcinkach płaskich powiększam swoją przewagę, zaś po pokonaniu kolejnych schodów nieco się ona zmniejsza. Już przed biegiem wiedziałem, że ten element nie będzie należał do moich mocnych stron, więc głównym zadaniem było nie tyle zyskiwać co zwyczajnie tracić jak najmniej. Płaskie odcinki oraz podbiegi asfaltowe natomiast biec agresywniej. Tak też wyglądał przebieg praktycznie całego biegu.

Spodziewałem się, że w newralgicznych miejscach będą wolontariusze i faktycznie byli, ale jedynie na zewnątrz budynku. Wewnątrz Koszar biegnąc jako pierwszy zdany byłem na siebie, ale trzeba przyznać, że trasa była mimo wszystko dobrze oznaczona. Latarka czołowa umożliwiała dostrzeżenie z kilkunastu metrów odblaskowych taśm, informujących od zakrętach a wszystko inne odbywało się w mojej głowie intuicyjnie.

Ilość schodów, podbiegów i pokonanych stopni szybko dała mi się we znaki. To był bieg na zmęczonych mięśniowo nogach. Ostatni podbieg po wielu pokonanych wcześniej przeszkodach wszedł już bardzo mocno w nogi. Ciężko było trzymać mocne tempo. Mimo wszystko postanowiłem nie odpuszczać nawet na chwilę, ponieważ nie miałem pojęcia jacy zawodnicy będą biec w seriach za mną i nie miałem z Nimi bezpośredniej styczności a finalnie na mecie będą liczyły się przecież czasy netto.

Do mety dobiegłem rzecz jasna pierwszy w swojej serii z czasem 18 minut i 2 sekund i przewagą 39 sekund nad drugim zawodnikiem. Nie oznaczało to oczywiście zwycięstwa w całych zawodach. Oficjalne wyniki miały zostać podane po kilkudziesięciu minutach, gdy trasę pokonają wszyscy uczestnicy.

Cały wyścig kosztował mnie sporo sił. Odebrałem medal, zaczerpnąłem kilka łyków wody i udałem się na pobocze, aby oddać chip do pomiaru czasu

Zakończenie

Nie czekając na ostateczne rozstrzygnięcia biegu poszedłem na schłodzenie. Po kilku minutach odpoczynku zmęczone zmiennością terenu nogi znów były gotowe do biegania, tak więc wykonałem jeszcze około 2,5 kilometra w średnim tempie 4:42/km.

Po powrocie z rozbiegania spotkałem się z firmową ekipą na wspólne zdjęcia. Po kilkunastu minutach można było również w Internecie sprawdzić klasyfikację. Ostatecznie zostałem zwycięzcą, ale drugi z zawodników uzyskał czas jedynie 10 sekund a trzeci był 13 sekund wolniejszy ode mnie. Okazało się zatem, że było warto do końca nie odpuszczać, bo najważniejsze rozstrzygnięcia miały miejsce także w późniejszych turach.

W nagrodę za zwycięstwo w tegorocznej edycji otrzymałem ciekawą statuetkę, której motywem przewodnim był pocisk. Na dekorację zwycięzców w kategoriach OPEN mężczyzn, kobiet i kategorii drużynowej było trzeba jednak zaczekać do godziny około 21:30 a to niestety przełożyło się na niewielką frekwencje, ponieważ zdecydowana większość uczestników była już w drodze powrotnej do swoich domów.

Zdjęcie wykonane podczas dekoracji zwycięzców fot. profil Biegiem do Koszar na Facebooku

Warto jednak podkreślić, że Organizatorzy w ramach posiłku regeneracyjnego zapewnili prawdziwą wojskową grochówkę, która po wysiłku smakowała wyśmienicie! A byłem na tyle głodny, że jedząc praktycznie jako ostatni załapałem się jeszcze na dokładkę.

  • Klasyfikacja OPEN: 1/472
  • Klasyfikacja mężczyzn: 1/296
  • Klasyfikacja drużynowa: 6/26

Z Modlina do Warszawy wróciłem dzięki Mateuszowi i jego żonie Martynie, którzy zadeklarowali chęć podwózki. Około godziny 23:00 dotarliśmy do Śródmieścia. O tej porze nie było oczywiście możliwości wrócić do Lublina, dlatego metrem a następnie autobusem udałem się do Ząbek, gdzie spędziłem noc. Na miejscu byłem dokładnie o północy. Przespałem się około sześciu godzin i nad ranem w niedzielę wróciłem pociągiem do domu.

Ocena imprezy

Słowem podsumowania muszę napisać, że impreza pt. „Biegiem do Koszar” to bardzo nietypowe wydarzenie w jeszcze bardziej nietypowym klimacie. Stary budynek a w nim odpadający tynk od ścian, czy niezbyt stabilne schody dodają rywalizującym szczyptę adrenaliny. Fanatycy urbexów mieliby tam nie lada gratkę. To wszystko połączone z zapadającym zmierzchem, odgłosami wystrzałów czy krzyczących zza rogu żołnierzy robi przysłowiową „robotę”.

Choć warunki były chwilami ekstremalne to muszę przyznać, że oznaczenia wewnątrz budynku były dobre a to chyba najważniejsze w tego rodzaju zawodach. Latarka czołowa szczególnie w przypadku osób biegnących z przodu okazała się niezbędna. Zastosowanie odblaskowych taśm umożliwiało reakcję z wyprzedzeniem.

Na duży plus zawartość pakietu startowego, w którym znajdowała się m.in. dedykowana koszulka. Niesprawiedliwością byłoby nie wspomnieć o smacznym posiłku regeneracyjnym za którym trzeba było jednak odstać swoje w kolejce. Dodatkowe atuty to bardzo ładny pamiątkowy medal oraz oryginalny pomysł na statuetki dla zwycięzców.

Zdjęcie statuetek dla najlepszych zawodników fot. profil Biegiem do Koszar na Facebooku

To była udana impreza, ale nie sposób wspomnieć o kilku co prawda niewielkich, ale jednak mankamentach. Pierwszy z nich to opóźnienie startu oraz dekoracji zakończenia zawodów, która odbyła się w mało licznym gronie uczestników. Drugi z nich to chociażby fakt, że choć zdjęcia wykonywane były przez kilka osób to jednak dopiero po kilku dniach od wydarzenia opublikowano ich niewielką część. Gdy sporządzam tę relację mija już tydzień od biegu i na profilach w mediach społecznościowych nadal nie pojawiły się żadne inne materiały. Wielka szkoda, ponieważ jest to akurat wyraźne odstępstwo od tego co ma miejsce po innych zawodach. Nie od dzisiaj wiadomo jednak, że biegacze oprócz zdjęć wykonanych swoimi telefonami lubią oznaczać się i udostępniać zdjęcia opublikowane przez Organizatora, które wykonane są bardzo często specjalistycznym sprzętem w wysokiej jakości. To wszystko jest jednak do zniesienia i nie może przysłaniać obrazu całej imprezy.

Czy zarekomenduje zawody biegowe rozgrywane na terenie Twierdzy Modlin? Oczywiście! Ale trzeba je traktować jako nowe doświadczenie biegowe, gdzie klimat i atmosfera odgrywają wiodącą rolę a uciekające sekundy są wpisane w specyfikę tej rywalizacji.

Published in5kmZawody

Be First to Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.