Skip to content

26 Wiązowska Piątka – relacja

Miesiąc luty nie specjalnie obfituje w uliczne zawody biegowe, ale podwarszawska Wiązowna słynie z organizacji pierwszego półmaratonu w roku kalendarzowym. To impreza z długą tradycją, ponieważ jej pierwsza edycja odbyła się już w 1981 roku. Popularyzacja imprez biegowych z czasem skłoniła Organizatorów również do rozgrywania biegu towarzyszącego na dystansie 5-ciu kilometrów.

Niewielka ilość imprez biegowych w lutym, nagrody finansowe dla najlepszych biegaczy oraz dość dogodna lokalizacja na obrzeżach stolicy to gwarancja imprezy na bardzo wysokim poziomie sportowym. Najwyższe lokaty na obydwu dystansach zajmowane są zazwyczaj przez utytułowanych zawodników, natomiast dla wielu innych takie zawody to szansa na osiągnięcie wartościowych rezultatów.

Zapisy

Rejestracja internetowa na tegoroczne zawody w Wiązownie została uruchomiona 1 grudnia 2022 roku. Tak się akurat złożyło, że w mediach społecznościowych wyświetliła mi się stosowna informacja i postanowiłem niezwłocznie zapisać się na krótki dystans. Opłata startowa na 5 kilometrów w pierwszym okresie wynosiła 50 złotych.

Biuro zawodów

Dotarcie na zawody nawet z oddalonego o 130 kilometrów Lublina nie stanowił większego problemu, ponieważ od wielu lat zarówno w Półmaratonie jak i Wiązowskiej Piątce bierze udział spora ilość biegaczy ze stolicy województwa lubelskiego.

Już na początku miesiąca odezwał się do mnie Krystian i zadeklarował pomoc w transporcie. W ostatnim tygodniu przed zawodami dołączył do Nas jeszcze Bartek z Mariuszem. I w takim oto czteroosobowym składzie w niedzielę 26 lutego o godzinie 7:30 wyruszyliśmy w trasę do Wiązownej. Sama podróż trwała około 1 godziny i 15 minut.

Na około godzinę przed startem biegu na dystansie 5-ciu kilometrów, a więc około 9:15 pojawiliśmy się w biurze zawodów i odebraliśmy pakiety startowe. I tutaj pierwsze, pozytywne zaskoczenie, bo choć osób było bardzo dużo to sam odbiór odbywał się błyskawicznie. Uczestnicy przed zawodami nie mieli bowiem przypisanych określonych numerów a wolontariusze skanując kod QR nadawali je bezpośrednio w trakcie odbioru pakietu.

Wychodząc z biura zawodów spotkaliśmy innych członków ekipy m.in. trenera/kapitana Pawła, drugiego Pawła oraz Patryka. Następnie wróciliśmy do zaparkowanego około 500 metrów od budynku szkoły auta, aby przygotować się na rozgrzewkę.

Rozgrzewka

Rozruch rozpoczęliśmy na 35 minut przed startem biegu a więc o godzinie 9:40. Krystian śmiał się, że tego dnia dyryguje całą „naszą” czwórką i planuje poszczególne etapy logistyki z dokładnością co do minuty. Nie miał mi jednak tego za złe, ponieważ wiedział, że w niektórych kwestiach moja drobiazgowość to akurat cecha pozytywna.

Na początku przebiegliśmy 2,5 kilometra w spokojnym tempie ok. 5:05/km. Truchtaliśmy w kierunku zupełnie odwrotnym do trasy biegu. Zazwyczaj staram się przebiec chociaż część trasy biegu, ale w tym przypadku było jednak inaczej. Przede wszystkim dlatego, że z relacji innych osób słyszałem, że trasa jest praktycznie cała płaska, pozbawiona ostrych zakrętów i z jedną nawrotką 180 stopni dokładnie w połowie dystansu. W takiej sytuacji jej rekonesans wydawał mi się być zbędny.

O godzinie 9:55 byliśmy ponownie w aucie, aby zmienić buty na startowe i podjąć ostatnie decyzje odnośnie odzieży na „górę”, bo tutaj zdania były lekko podzielone. Czas do wystrzału startera zaczął się kurczyć. Kiedy mieliśmy już podbiec w kierunku startu/mety urwałem jedną z agrafek od numeru startowego. Ten zaczął odstawać i musiałem kombinować, aby nie odleciał zupełnie podczas szybszego biegu.

Zmierzając w kierunku strefy startu/mety wykonaliśmy wspólnie cztery krótkie przebieżki i pozostało dosłownie kilka chwil na energiczne wymachy nogami i rękami. Jeśli chodzi więc o ćwiczenia dynamiczne to nie było ich zbyt wiele.

W okolicach startu zgromadzona była duża ilość biegaczy a to oznaczało, że należy szybko zajmować miejsce w początku strefy, bo z każdą kolejną minutą będzie tylko gorzej.

Bieg

Ścisk na starcie był okropny. Wokół wiele znanych twarzy głównie biegacze z Lublina, Warszawy czy zawodnicy elity. Kilka pozdowień, „zbitych piątek” i można było mocno ustabilizować sylwetkę, bo w takim ścisku „dzwon” na starcie wisiał w powietrzu.

Wystartowaliśmy punktualnie a więc o godzinie 10:15. Pierwszych kilkaset metrów było bardzo nerwowych, obfitujących w lekkie przepychanki i bieganie slalomem.

Od razu zaznaczę, że nie miałem w ustawieniach zegarka włączonego automatycznego zapisu co 1 kilometr, więc mogłem posiłkować się jedynie obliczeniami w głowie.

Pierwszy kilometr upłynął szybko w dość dużej grupie osób i mijając tabliczkę pierwszego kilometra ujrzałem na zegarku międzyczas 3:17/km. Mniej więcej w tym momencie kilku innych biegaczy analizując pierwszy odcinek decydowało się na szarpnięcie tempa. Prawdopodobnie od początku mieli w planach nieco mocniejsze tempo a bieg w dużej grupie spowodował utratę kilku cennych sekund.

Na drugim kilometrze nie zerkałem zupełnie na zegarek. Czułem się dobrze, ale nie wiedziałem czy utrzymuje stałe tempo. Na pewno na tym etapie nie było żadnych nerwowych ruchów. Miałem świadomość, że dopiero na nawrocie będę miał jakiś punkt odniesienia. Cały czas towarzyszyło mi sporo osób zarówno bezpośrednio przede mną jak i za mną. Kilkanaście metrów przed sobą miałem pierwszą z kobiet. Znacznika drugiego kilometra zupełnie nie zauważyłem.

Nawrotkę zlokalizowaną dokładnie w połowie trzeba było pokonać możliwie jak najłagodniej, tracąc jak najmniej energii i zachowując szczególną czujność. Nawrót przebiegł bez komplikacji. Próbowałem kątem oka zerknąć na międzyczas, ale zamiast czasu trwania biegu zerknąłem na aktualną godzinę a to mi nie wiele dawało. Dodatkowo poczułem, że pasek tętna na klatce piersiowej się poluzował i w każdej chwili może zupełnie się osunąć.

Po nawrotce od razu poczułem mocniejsze podmuchy wiatru. Teraz pisząc na spokojnie tę relację nie jestem nawet w stanie określić czy były to wiatr boczny czy czołowy. W każdym bądź razie czułem wyraźny opór wiatru.

Zdjęcie wykonane w okolicach trzeciego kilometra fot. FotoMaraton.pl

Po minięciu nawrotki wyprzedził mnie Krzysiek, czyli dobry znajomy, którego jednak nie miałem okazji przez kilka lat spotkać. Wysunął się kilka metrów do przodu.

Tabliczki z oznaczeniem trzeciego kilometra też nie widziałem. Czołówka biegaczy przede mną zaczęła się już mocniej rozciągać. Zerknąłem raz przez ramię i za plecami było dość pusto. Zdałem sobie więc sprawę z faktu, że nie prędko ktoś do mnie doskoczy, ale ja wciąż mam realną szansę do przeskoczenia kilku pozycji.

W okolicach 3,5 kilometra zacząłem odczuwać pierwsze trudy biegu spowodowane głównie trzymaniem dobrego tempa pod wiatr. Skoro mięśnie nie były jeszcze zatarte nie można było teraz puścić.

W okolicy czwartego kilometra dorwałem kilkuosobową grupkę, w której była wspomniana wyżej pierwsza z kobiet. Nie miałem ochoty się tam dłużej integrować. Pozostał kilometr a przecież w Łodzi 6 stycznia podczas Biegu Trzech Króli ostatniego tysiąca pokonałem w tempie 3:10/km. Zerknąłem ponownie na zegarek i przy tabliczce czwartego kilometra spostrzegłem czas około 13:24. Przeliczyłem szybko w głowie, że jest niespodziewanie dobrze. Teraz trzeba zacisnąć zęby, zmęczyć się a za linią mety mogę leżeć i nic mnie nie będzie już obchodziło.

Większość ostatniego kilometra biegłem ramię w ramię z jednym z biegaczy. Przede mną zaledwie kilka metrów też z jednym z rywali był wspomniany wcześniej Krzysiek. Zaczęło się robić mało komfortowo. Na domiar złego pas tętna osunął mi się zupełnie z klatki piersiowej na biodra. Nie było jednak czasu na żadne poprawki. Zachęcałem najbliższego rywala do trzymania mocnego tempa. Z boku mogłoby to wydawać się dziwnie, ale ja go wręcz dopingowałem, widząc w tym cel zarówno dla siebie jak i dla Niego.

Ostatecznie przeciąłem linię mety z czasem 16 minut i 35 sekund netto, poprawiając dotychczasowy rekord życiowy na tym dystansie o 19 sekund. Na przeciwko mnie stał akurat Paweł u którego zawisłem na ramionach, aby złapać odrobinę tchu po mocnym finiszu.

Zdjęcie wykonane po zakończeniu biegu.
  • Klasyfikacja OPEN: 35/756
  • Klasyfikacja mężczyzn: 35/469
  • Klasyfikacja wiekowa (30-39 lat): 18/179

Zakończenie

Po zakończeniu biegu udaliśmy się ponownie do auta, aby przebrać się w cieplejszą odzież. Następnie 3 kilometry spokojnego truchtu w tempie około 5:20/km. Na schłodzenie wybraliśmy początkowy i końcowy fragment trasy obydwu biegów tak, aby móc obejrzeć finisz najszybszych mężczyzn na dystansie Półmaratonu.

O godzinie 11:20 w dobrych nastrojach ruszyliśmy w drogę powrotną do Lublina. W międzyczasie wygłodniała ekipa zadecydowała o postoju na jedzenie. I chociaż wytrzymałbym już z posiłkiem do Lublina to jednak skusiłem się na jednego burgera. Około godziny 13:00 byłem już z powrotem w mieszkaniu.

Ocena imprezy

Choć w Wiązownie byłem już drugi raz to jednak rok temu ze względu na kontuzję stopy nie mogłem wystartować. Teraz już jako czynny uczestnik mogę ją ocenić z nieco innej perspektywy.

A pozytywów jest na prawdę sporo. Impreza zorganizowana jest na naprawdę dobrym poziomie przez co ściąga rok rocznie kilku zawodników i zawodniczek z krajowego topu. Oba dystanse posiadają atest PZLA a same trasy są płaskie, co gwarantuje dobre rezultaty pomimo początku roku, który dla wielu biegaczy i biegaczek jest okresem wzmożonej pracy treningowej w drodze do startów typowo wiosennych.

Tak jak wspomniałem już wcześniej procedura odbioru pakietów w biurze zawodów okazała się ekspresowa a sama obsługa miła i sympatyczna.

Trasa biegu zabezpieczona była dobrze. Nie wymagało to co prawda wielkiej logistyki, w szczególności na dystansie 5-ciu kilometrów, niemniej jednak doceniam komfort biegu bez wyjeżdżających z pobocznych uliczek niespodziewanych samochodów.

O posiłku regeneracyjnym nie mogę wiele powiedzieć, bo tak jak opisałem to już wyżej dość szybko udaliśmy się w drogę powrotną do domów. Od uczestników Półmaratonu słyszałem natomiast, że ciepły posiłek w postaci makaronu rzeczywiście był, więc to kolejna kwestia na plus.

I gdybym miał doszukiwać się czegoś co mogłoby być inaczej rozwiązane to na myśl przychodzi mi jedynie kwestia medalu. Zakładając pewien limit uczestników można pokusić się o projekty i realizację dwóch wersji medalu zarówno dla uczestników Półmaratonu jak i 5-ciu kilometrów. Oczywiście dla wielu osób nie jest to żaden problem, aby biegnąc Piątkę otrzymać medal dedykowany dla Półmaratonu. Z drugiej jednak strony są osoby i ja akurat zaliczam się do tej drugiej grupy, która czuje się lekko nieswojo. Przebiec 5 kilometrów a ponad 21 to jest jednak różnica. Medal trafia do kolekcji, ale na swój Półmaraton jeszcze długo poczekam.

Słowem zakończenia impreza w Wiązownie przypadająca na koniec lutego to świetna okazja do ścigania po długiej i mniej obfitującej w zawody zimie. Pogoda w tym okresie bywa zmienna, ale organizacja stoi na wysokim poziomie i nie mam wątpliwości, że dla wielu osób to stała pozycja w kalendarzu biegowym.

Published in5kmZawody

Be First to Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.