Weekend majowy upłynął dość szybko a to oznacza, że 1/3 roku 2021 już za Nami. Pora więc na podsumowanie czwartego miesiąca. Kwiecień 2021 – I tak źle i tak nie dobrze jak sama nazwa może wskazywać nie należał u mnie do najlepszych okresów treningowych w życiu. Ale więcej o tym napiszę poniżej. Jeśli natomiast masz ochotę zapoznać się z trzema poprzednimi podsumowaniami z bieżącego roku to odnośniki do nich znajdziesz poniżej.
Ciągle coś
Po mało udanym miesiącu marcu mocno liczyłem na to, że w kwietniu karta się odwróci. Zdrowie będzie powracało do dobrej kondycji a wraz z nim dyspozycja ulegnie znacznej poprawie. Jak pokazał kwiecień niekoniecznie tak było.
Co prawda przetrenowałem cały miesiąc dość regularnie, ale praktycznie każdego tygodnia pojawiał się jakiś mniejszy, bądź większy problem. Skutecznie zniechęcało mnie to do podtrzymywania za wszelką cenę treningowej regularności. Nie poddawałem się, ale z każdym kolejnym tygodniem uświadamiałem sobie fakt, że organizm prawdopodobnie dopomina się zasłużonego odpoczynku fizycznego i psychicznego.
W kwietniu zaliczyłem 26 treningów biegowych w ciągu 26 dni, natomiast pozostałe 4 dni było zupełnie wolnych od biegania.
Okres | Ilość dni treningowych | Ilość jednostek treningowych | Liczba dni wolnych |
---|---|---|---|
1-4 kwiecień | 4 | 4 | 0 |
5-11 kwiecień | 6 | 6 | 1 |
12-18 kwiecień | 6 | 6 | 1 |
19-25 kwiecień | 6 | 6 | 1 |
26-30 kwiecień | 4 | 4 | 1 |
Ogółem | 26 | 26 | 4 |
I takim oto sposobem kwiecień był miesiącem o najmniejszej objętości od początku 2021 roku. Mimo to licznik zatrzymał się na wartości 405 kilometrów. Całość przebytego dystansu zajęła mi 31 godzin oraz 11 minut. Średnia przypadająca na dzień treningowy i jednocześnie na trening (ponieważ biegałem raz dziennie) wyniosła 15,58 kilometra. Uśredniając całość można również wyciągnąć średnie tempo a wyniosło ono 4:37/km.
Kwiecień w telegraficznym skrócie
Miesiąc rozpoczął się z dobrą energią, ponieważ okresem Świąt Wielkanocnych a co wiązało się z tym – z czterodniowym pobytem w Lublinie. Zaplanowałem rzecz jasna bieganie oraz jedzenie w ilościach większych, niż standardowo. W końcu od tego są Święta co nie?
Pierwszego dnia wraz z dwoma Pawłami – Wysockim oraz Grochmalem wykonaliśmy krótkie rozbieganie a następnie serię niepozornych, ale dość szybkich podbiegów. Odcinek liczy 170 metrów długości i zlokalizowany jest wzdłuż ulicy Jana Pawła II, a więc jedynie pół kilometra od mojego mieszkania.
Następnego dnia z kolei a więc w sobotę wraz z większą ekipą spotkałem się przy Technikum Pszczelarskim w Pszczelej Woli. Spora ilość osób to i kilka wariantów treningowych. Mi osobiście udało się namówić Karola Staweckiego na kilometrówki. Odcinki nie były biegane zbyt mocno, więc trening ten wszedł mi bez większych kłopotów. Wykonałem 7 powtórzeń w tempie ok. 3:45/km, przy 80 sekundowej przerwie w truchcie.
Dodatkowo w okresie świątecznym chcąc wykorzystać do maksimum czas wolny jeździłem rowerem i wykonywałem inne aktywności na powietrzu.
W Niedzielę Wielkanocną pobiegałem o poranku z Pawłem Grochmalem i Marcinem Korgulem 20 kilometrów m.in. wokół Zalewu Zemborzyckiego w średnim tempie 4:23/km i można było zasiadać do śniadania.
Typ zimnolubny
Generalnie kwiecień wiązał się nadziejami na ciepłe poranki i treningi w dużo luźniejszej odzieży. Jak się szybko okazało na nadziejach głównie się skończyło. Przymrozki w nocy i nad ranem wcale nie zwiastowały kalendarzowej wiosny.
Pierwszy pełny tydzień tego miesiąca nie był w żaden sposób sensacyjny. W sobotę co prawda po bardzo długiej przerwie pojawiłem się na bieżni obiektu OSiR Targówek. W planie były trzy powtórzenia dwukilometrowe (tempo 3:44-3:47) oraz jedno kilometrowe (3:25). Trening względnie udany, ale bez tzw. fajerwerków.
Kolejnego dnia biegałem 18 km. Była to pierwsza tak ciepła niedziela w tym roku i zwyczajnie „umierałem”. Strasznie nie lubię nagłych zmian temperatury. Mój organizm bardzo słabo reaguje na tak duże amplitudy. I dlatego trening tego dnia to była dla mnie istna katorga. Średnie tempo z wybiegania wyniosło 4:23/km. Gorąc w połączeniu z bardzo wymagającym profilem trasy sprawiał, że „po drodze” zaliczyłem kilka krótkich postojów. O tym wybieganiu miałem po prostu ochotę jak najszybciej zapomnieć.
Maratońskie emocje (…) przed komputerem
Środkowy tydzień kwietnia to głównie rozbiegania, bieg ciągły i jedna wizyta na stadionie.
Po tygodniu pracy na wolny weekend pojechałem do Lublina. W sobotę wraz z Marcinem biegałem odcinki 400-stu metrowe w Pszczelej Woli. W sumie 14 powtórzeń (1:16-1:18) z przerwą wynoszącą 65 sekund.
Dzień później w niedzielę, choć miałem okazję pobiegać w towarzystwie to jednak postanowiłem wstać wcześnie rano i pobiegać samotnie. Wszystko ze względu na fakt, że o 8:30 startował maraton w holenderskim Enschade, natomiast o 10:00 Mistrzostwa Polski w Dębnie. Rywalizacja na królewskim dystansie dostarczyła kibicom wielu sportowych emocji okraszonych uzyskaniem przez kilku zawodników i zawodniczek minimum na Igrzyska Olimpijskie w Tokio (Sapporo). Ja swój trening zakończyłem sporo przed godziną 8:00 a było to 18 kilometrów w tempie 4:15/km.
Bieganie wieczorową porą
Czwarty tydzień kwietnia był na swój sposób nietypowy. Bo jak nazwać sytuację, gdy biegając od kilku dobrych lat o poranku, akurat tym razem wszystkie jednostki od wtorku do piątku wykonałem po pracy samym wieczorem?
Opisana powyżej sytuacja była następstwem pewnego zdarzenia, które rzutowało na mój stan fizyczny. Na szczęście skończyło się jedynie na strachu. Niemniej jednak pierwszy trening w tym tygodniu zdecydowałem się wykonać dopiero we wtorkowy wieczór. Zważywszy na fakt, iż starałem się również dbać o regenerację i dłuższe odstępy między treningami każdy kolejny na tygodniu przypadał właśnie na wieczór.
W tym okresie w dwóch treningach towarzyszył mi Krzysiek Sokół. We wtorek zrobiliśmy rozbieganie. W czwartek natomiast przebiegliśmy żwawsze 5 kilometrów w tempie 3:48 wzdłuż trasy S8 z Białołęki w kierunku Marek i z nawrotem. Początkowo w planach był odcinek dłuższy i wolniejszy, ale na miejscu trening uległ modyfikacji.
Na sobotę w planach miałem kilometrówki. Drugi raz w kwietniu odwiedziłem obiekt OSiR-u Targówek. Do widełek tempowych, które miałem w planie nawet nie zdołałem się zbliżyć. Od początku nie czułem mocy. Ostatecznie przebiegłem 6 odcinków kilometrowych (3:39-3:40) na przerwie 100 sekund. Ta jednostka utwierdziła mnie jedynie w przekonaniu, że aktualnie trening mnie męczy a bieganie nie sprawia dostatecznej frajdy.
Widok na maj
Ostatni, niepełny tydzień zamykał miesiąc kwiecień. To co najważniejsze to powrót do swojego nawyku, a więc do rannego biegania. Choć niejednokrotnie ciężko jest wstać to jednak perspektywa ukończonego treningu przed godziną 8:00 rano zdecydowanie mi odpowiada.
W tych kilku ostatnich dniach oprócz biegu ciągłego i rytmów technicznych zrobiłem jeszcze spokojny bieg. Myślami byłem już w miesiącu maju, który zapowiada się zupełnie inaczej, niż wiele ostatnich miesięcy.
Krok za krokiem
Kwiecień był w założeniu okresem powrotu do zdrowia i drogą ku poprawie wyników, niekoniecznie tych sportowych. Te związane ze sportem mają nastąpić w późniejszym czasie. Mocno na to liczę i wciąż wierzę, że gorsze okresy zwyczajnie wpisane są w amatorskie jak i wyczynowe uprawianie sportu.
Uzupełniając bieganie o spacery w kwietniu przeszedłem dystans 68 kilometrów. Ogółem liczba kroków oscylowała w granicy 640 tysięcy, co daje średnią 21,3 tysiąca na dzień.
Wszystko wskazuje na to, że w maju spacerów może być jeszcze więcej, ale nie koniecznie kroków i przebiegniętych kilometrów. Ale o tym w kolejnym wpisie podsumowującym.
Be First to Comment