Nie da się ukryć, w marcu w moim bieganiu trochę pokomplikowało się. Nastawienie na trzeci miesiąc 2021 roku było raczej dobre. A to za sprawą nadziei na znaczne polepszenie się warunków atmosferycznych, wydłużający się dzień i prognozy wejścia na mocniejszy trening jakościowy. Ale wyszło inaczej. Zapraszam na kolejną część cyklu. Czas na Marzec 2021 – Pokomplikowało się. A jeśli przegapiliście dwa pierwsze tegoroczne podsumowania treningowe to jest jeszcze szansa na to, aby to bardzo sprawnie nadrobić.
Nie lubię nie robić nic
Trzeci miesiąc bieżącego roku pod kątem biegania wyglądał w ten sposób, że owszem byłem aktywny podobnie jak w styczniu i lutym. Nie stroniłem od wyjścia na treningi, ale ich intensywność była mocno ograniczona, szczególnie pod kątem tempa biegu. W marcu zanotowałem więc 26 aktywności treningowych w ciągu 26 dni a pozostałych 5 dni było zupełnie wolnych od biegania.
Okres | Ilość dni treningowych | Ilość jednostek treningowych | Liczba dni wolnych |
---|---|---|---|
1-7 marzec | 6 | 6 | 1 |
8-14 marzec | 6 | 6 | 1 |
15-21 marzec | 6 | 6 | 1 |
22-28 marzec | 6 | 6 | 1 |
29-31 marzec | 2 | 2 | 1 |
Ogółem | 26 | 26 | 5 |
Ogólny kilometraż wyniósł 450 kilometrów a pokonanie takiego dystansu zajęło mi 34 godziny i 18 minut. W odniesieniu do ilości jednostek treningowych średnia z treningu wyniosła 17,30 kilometra. Z kolei wyciągając średnią tempa z całości wyniosło by ono 4:34/km. Ponownie niemal identycznie jak w dwóch poprzednich miesiącach.
Marzec w telegraficznym skrócie
Miesiąc ten rozpoczął się dość niepozornie. Pierwszą jednostką treningową były podbiegi na wiadukcie przy trasie S8. Wykonałem 15 powtórzeń w mocnym tempie a dodatkowo na stosunkowo bardzo krótkiej przerwie. Do tej pory tylko raz wykonałem właśnie taką ilość powtórzeń w tym miejscu i na tym nachyleniu.
Kolejny dzień też należał do udanych. Bieg ciągły wykonany na standardowej trasie w Warszawie a więc od Mostu Grota-Roweckiego wzdłuż Wybrzeża Gdańskiego a następnie Bulwarami Wiślanami w kierunku Centrum Nauki Kopernik i z nawrotką. Na główną część treningu przypadło 10 kilometrów w średnim tempie 3:49/km z dobrym samopoczuciem i bez „walki o życie”. Nic nie wskazywało na komplikacje.
W pierwszy weekend marca pojechałem na dwa dni do Lublina. Na sobotę zaplanowany miałem trening na bieżni lekkoatletycznej z chłopakami z drużyny. Mowa była o odcinkach 500-metrowych, ale nie znałem szczegółów dotyczących widełek tempowych oraz ilości powtórzeń. Na miejscu już po kilkunastu minutowej rozgrzewce okazało się, że wraz z Pawłem i Marcinem mam do wykonania sprawdzian na dystansie 5000 metrów. Od początku nie czułem, aby to był odpowiedni dzień na takie niespodzianki. Mimo wszystko postanowiłem spróbować. Moje przeczucia tym razem mnie nie zawiodły. Postanowiłem, że test zakończę wcześniej a następnie dołożę kilka odcinków tempowych. Sprawdzian skończyłem po przekroczeniu 3000 metrów w czasie 10 minut i 18 sekund (tempo 3:26/km). Następnie po kilku minutach na uspokojenie oddechu wykonałem 6 odcinków o długości 500 metrów w tempie 2:58-3:06 i przerwie wynoszącej 70 sekund.
Kolejnego dnia umówiłem się jeszcze z dwoma Pawłami na rozbieganie. Mocno pofałdowana trasa z Dziesiątej, przez Abramowice, Kalinówkę i Głusk liczyła 22 kilometry. Przewyższenie na trasie osiągnęło około 170 metrów a tempo z całości wyniosło 4:08/km. Tego dnia wyczuwalny był również silny wiatr. Gdyby trening był dłuższy a tempo mocniejsze tego dnia na pewno nie trzymałbym się na siłę pleców Pawłów.
Laboratorium prawdę Ci powie
W drugim tygodniu marca rozpoczęły się tytułowe komplikacje. Po weekendzie byłem lekko zaniepokojony. Nie załamany psychicznie, bo coś mi nie wyszło, ale miałem przeświadczenie, że coś jest nie tak.
Postanowiłem więc wybrać się do laboratorium w celu wykonania badań m.in. morfologii, ferrytyny, żelaza czy kinazy fosfokreatynowej. Co tu dużo kryć, wyszło dość mizernie. Zmian na całkowitą odbudowę organizmu jest długa lista. Ale nie ma co się zamartwiać, bo jak to mam zwyczaju mawiać „Inni mają gorzej„.
Mimo tego całego zdrowotnego zawirowania nie miałem ochoty rezygnować z biegania, dlatego w dalszym ciągu wstawałem o świcie, ubierałem się, nakładałem obuwie i wychodziłem. Miałem jednak świadomość, że nie mogę trenować ciężej, ponieważ moje zdolności regeneracyjne są obecnie bardzo mocno ograniczone. W drugim tygodniu marca wykonywałem zatem same rozbiegania. Jedyne przyśpieszenia stanowiły sporadyczne przebieżki techniczne.
Tylko zabawa przebieżkami
Również w trzecim tygodniu marca moje bieganie kręciło się wokół spokojnych rozbiegań oraz tytułowych zabaw w postaci przebieżek na krótkich przerwach. Wykonywałem je w Lesie Bródnowskim, który pod kątem ukształtowania jest niemal płaski, ale posiada sporą ilość ścieżek i zakrętów. Tempo na przebieżkach nie miało dla mnie najmniejszego znaczenia. Celem było jedynie pobudzenie mięśniowe.
Dopiero w niedzielę kończącą trzeci środkowy tydzień miesiąca wykonałem szybsze długie rozbieganie. Stałą trasę w Łodzi, która liczy 22,5 kilometra pokonałem w średnim tempie 4:14/km. Tętno tego dnia miałem wyraźnie wyższe, ale ogólnie rzecz biorąc czułem się raczej dobrze. Mimo, że był to pierwszy dzień kalendarzowej wiosny to jednak warunki atmosferyczne odbiegały sporo od wiosennych.
Lekkie rozpędzanie
Czwarty tydzień marca zwiastował lekkim rozpędzaniem się. We wtorek wykonałem bieg ciągły zaledwie na dystansie 8 kilometrów. Odcinek ten biegałem nietypowo, bo w całości po prawej stronie Wisły pomiędzy Mostem Grota-Roweckiego a Mostem Marii Curie-Skłodowskiej. Średnia z 8 kilometrów wyniosła 3:59/km, ale tego dnia był to dla mnie dość wymagający trening.
W drugiej części tygodnia przeważały ponownie spokojne rozbiegania, ale na weekend ponownie pojechałem do rodzinnego Lublina.
W sobotę wraz ze znajomymi wykonałem trening na bieżni przy Technikum Pszczelarskim w Pszczelej Woli. Każdy z Nas biegał nieco inną kombinacje a w moim przypadku było to 16 odcinków 400-metrowych. Popularne „koło” na bieżni pokonywałem w czasie 1:17-1:18 (tempo 3:12-3:15/km) a pomiędzy nimi przerwa wynosiła maksymalnie 50 sekund.
Tydzień zakończyłem wraz z Pawłem i Marcinem biegnąc z Czubów nad Zalew Zemborzycki a następnie okrążając go. W sumie pokonaliśmy wspólnie 21,5 kilometra a średnie tempo wyniosło 4:20/km. Nic nie bolało a samopoczucie było bardzo dobre.
Spacerowanie też wskazane
Regularne bieganie od przeszło pięciu lat sprawiło, że nie potrafię przez długi czas siedzieć bezczynnie na czterech literach. Staram się być aktywny, choć sytuacja z obostrzeniami wynikającymi z pandemii koronawirusa zdecydowanie to utrudnia. Mam tutaj na myśli przede wszystkim zamknięte dla większości osób siłownie, baseny oraz różnego rodzaju parki rozrywki.
Od jakiegoś czasu moim sposobem na dni wolne od biegania są spacery, czasami kilkukilometrowe. I w taki sposób w marcu przeszedłem ok. 59 kilometrów. Ogólna liczba kroków wyniosła natomiast niespełna 645 tysięcy, co daje średnią 20,8 tysiąca na dzień.
W kolejnych miesiącach o ile tylko zdrowie będzie na to pozwalało postaram się kontynuować tę dobrą passę. Siedzenie wielogodzinne przed komputerem (poza pracą) czy na kanapie przed TV zdecydowanie nie jest w moim stylu.
Be First to Comment