Druga połowa września obfituje w kalendarzach biegowych w bardzo dużą ilość zawodów. Nie inaczej jest na Lubelszczyźnie. Jedną z takich imprez, o których słyszałem bardzo pozytywne opinie jest właśnie Kasztelańska Piątka organizowana przez grupę biegową Łęczna Biega.
Bliska odległość od Lublina, trasa z atestem PZLA oraz solidna organizacja to zdecydowanie mocne argumenty, aby wziąć udział akurat w tych zawodach.
Zapisy
Wyżej wymienione kwestie oraz wolny termin w niedziele 22 września sprawił, że na około półtora tygodnia przed datą rozgrywania zawodów postanowiłem się na nie zapisać. Opłata startowa przez cały okres trwania zapisów była niezmienna i wynosiła 50 złotych. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że jest to bardzo atrakcyjna cena za start, biorąc pod uwagę dość bogate pakiety startowe i solidny poziom organizacyjny.
Biuro zawodów
Szczegóły wyjazdu ustaliłem w zasadzie w ostatnim momencie z Dominiką, która bez chwili namysłu zaoferowała swoją pomoc.
Zawody zaplanowane zostały na dość nietypową godzinę 15:00. Zapadła więc decyzja o wyjeździe z Lublina na dwie godziny wcześniej, tak aby spokojnie dojechać do Łęcznej, odebrać pakiety startowe i bez pośpiechu wykonać rozgrzewkę.
I tak też się stało. Droga zajęła około pół godziny i po godzinie 13:30 byliśmy już na miejscu. Zaparkowaliśmy auto tuż przy biurze zawodów a moment później tak samo uczynił Krzysiek, z którym później spędziliśmy sporo wspólnego czasu.
Odbiór pakietów w biurze odbył się błyskawicznie. Następnie wraz z Dominiką, Klaudią i Krzyśkiem udaliśmy się na krótki spacer w okolice startu/mety, które zlokalizowane były nieco w innym miejscu, niż biegowe „miasteczko”. Tego dnia już od porannych godzin oczywistym było, że temperatura będzie dość wysoka, w okolicach 25 stopni Celsjusza.
Rozgrzewka
Rozgrzewkę rozpoczęliśmy na około 40 minut przed startem biegu, a więc około godziny 14:20. Do Naszej wyżej wspomnianej czwórki dołączył Mariusz. Tak to dokładnie ten, który najgorzej z Nas znosi upały. Choć warunki atmosferyczne były trudne postanowił rzucić rękawice swojemu dotychczasowemu rekordowi życiowemu.
Trasa Kasztelańskiej Piątki składa się niemalże z dwóch identycznych 2,5 kilometrowych pętli. W ramach rozruchu nakłoniłem pozostałe osoby, abyśmy pokonali tę jedną pętle w całości, ponieważ jak już wcześniej wspominałem był to mój pierwszy start w Łęcznej.
W ramach tej części rozgrzewki przebiegłem 3 kilometry w średnim tempie 5:02/km. Następnie zmieniłem buty, skarpetki, spodenki i koszulkę i wykonałem kilka minut rozgrzewki dynamicznej w miejscu. Na około kwadrans przed godziną 15:00 przemieściłem się ponownie wraz z Mariuszem w okolicę startu/mety. Ostatnim elementem dogrzania były trzy dynamiczne przebieżki, dzielone przerwą w marszu.
Po tak zaliczonej rozgrzewce można było ruszać na właściwą linię startu.
Bieg
Tak na prawdę od samego początku niemalże pewne było jedno, a mianowicie to, że Krzysiek będzie murowanym faworytem do zwycięstwa. Przemawiał za tym fakt, że wygrał dwie poprzednie edycje Kasztelańskiej Piątki a i w tym dniu na linii startu uchodził za najszybszego z biegaczy.
Bieg wystartował kilka minut po godzinie 15:00. Od razu okazało się, że jest taktycznie wolno. Można było swobodnie rozmawiać i wymieniać spostrzeżenia. W pewnym momencie nawet Dominika zażartowała, że skoro prowadzi to chociaż będzie miała dobre zdjęcie.
Po chwili lekko na przód wyskoczył Jarek, ale na Naszej dużej grupie nie robiło to żadnego wrażenia, bo tempo na tych pierwszych kilkuset metrach na prawdę nie przystało intensywności biegu na dystansie 5-ciu kilometrów. Po kilkudziesięciu sekundach ja wysunąłem się lekko na czoło, ale to wciąż bardziej przypominało prowadzenie równo odcinka na treningu, niż mocny zryw na zawodach. Pierwszy kilometr pokonaliśmy w czasie 3 minut i 33 sekund.
Wraz z rozpoczęciem drugiego kilometra Krzysiek zdecydował, że biegnie swoje i mocno przyśpieszył. Ja szybko oceniłem sytuację i stwierdziłem, że choć mogę „zabrać się” za nim to jednak takie nagłe przyśpieszenie może mnie dużo kosztować już na drugiej pętli. Zdecydowanie jednak nie chciałem być w późniejszej fazie mijany, dlatego postawiłem na lekkie, kontrolowane przyśpieszenie. Na moich plecach pozostało kilka osób, które tworzyły pierwszą grupę na początku biegu. Przed drugim kilometrem zapytałem Szymona, czy chce mi dać jakąś zmianę. Ten zgodził się, przeskoczył przede mnie i drugi kilometr zaliczyliśmy w 3 minuty i 27 sekund.
Na drugą pętle wbiegałem ponownie jako drugi, ale tuż za plecami był wspomniany Szymon oraz Arek. Miałem świadomość, że będzie dobre ściganie pomiędzy Naszą trójką. Trzeci kilometr w zasadzie nie miał większej historii. Chłopaki trzymali się blisko a ja naciągałem nieco tempo. I tak wpadł trzeci kilometr w 3 minuty i 25 sekund.
W okolicach czwartego kilometra Szymon, tym razem już z własnej inicjatywy postanowił dźwignąć ciężar poprowadzenia a Arek cały czas czaił się ze trzy kroki za Nami. To był chyba jedyny moment, w którym przeszła mi przez głowę myśl, że mogę zostać przez jednego, bądź drugiego, a może nawet obydwu ograny. Ciężko mówić o zupełnym kryzysie, ale mięśniowo poczułem, że czegoś mi brakuje. To z resztą nie może dziwić, bo przystąpiłem do tych zawodów z pełnego treningu, mając na liczniku przekroczonych 90 kilometrów w tym tygodniu. Czwarty kilometr był nieco wolniejszy, bo według zegarka wskazał 3 minuty i 28 sekund.
Piąty kilometr zwiastował dobre ściganie. Długo nie wspominałem o prowadzącym Krzyśku, ale on był w zupełnie innej lidze i tylko z kilometra na kilometr powiększał swoją przewagę. Kandydatów jednak na zajęcie pozostałych dwóch miejsc na podium było trzech. Moje i Szymka mocne zerwanie na ostatnim tysiącu sprawiło, że Arek chyba dość szybko pogodził się, że to on będzie tym pierwszy za podium. Z Szymonem przetasowaliśmy się jeszcze delikatnie i gdy pozostało około 300 metrów do mety a My biegliśmy ramię w ramię powiedział coś w stylu „Mati biegamy do końca”. Po chwili ruszyłem z całych sił, wiedząc jak mocny jest mój kolega na finiszu. Z Szymonem w ciągu ostatnich kilku miesięcy wykonaliśmy kilkanaście treningów na stadionie i na prawdę imponował świetnym przyśpieszeniem na końcówce. Zdawałem sobie więc sprawę, że w tym przypadku zadecydują detale, kto ruszy pierwszy i jak oceni dystans na finisz. Kiedy ruszyłem sprintem obejrzałem się aż dwa razy. Finalnie wyszedłem z tego pojedynku zwycięsko, ale tylko o jedną sekundę! Czas według zegarka na ostatnim kilometrze to 3 minuty i 12 sekund. Aż jestem ciekawy w jakim tempie było druga połowa tego na prawdę szybkiego kilometra.
Ostatecznie zameldowałem się na mecie jako drugi z powiedzmy sobie szczerze kiepskim czasem 17 minut i 8 sekund.
Jedyne czego szkoda to te 8 czy 9 sekund, bo jednak 16:59 czy 17:00 wyglądałoby na „papierze” lepiej, ale w bieganiu już tak jest, że są biegi na czasy jak i biegi na miejsca. A tegoroczna edycja Kasztelańskiej Piątki zaliczała się ewidentnie do tych drugich, na co wskazywał ten pierwszy kilometr w dużej grupie pokonany w tempie 3:33/km.
- Klasyfikacja OPEN: 2/179
- Klasyfikacja mężczyzn: 2/115
- Klasyfikacja wiekowa (30-39 lat): 2/41
Zakończenie
Po biegu jak to mam najczęściej w zwyczaju ponownie zmieniłem obuwie na treningowe i przebrałem się w suche ubrania, aby następnie w towarzystwie Krzyśka i Mariusza zrobić schłodzenie. Przy okazji chwilę porozmawialiśmy, wymieniliśmy się opiniami i co do jednego byliśmy bardzo zgodni. Każdy z Nas ocenił trasę na bardzo przyjemną, sprzyjającej dobremu ściganiu. W ramach schłodzenia przebiegliśmy 3 kilometry w średnim tempie 4:56/km.
Z racji nietypowej jak dla mnie godziny zawodów i ograniczonej ilości jedzenia w tym dniu po zakończonym schłodzenia udałem się na posiłek regeneracyjny.
Po godzinie 16:00 rozpoczęły się dekoracje w poszczególnych kategoriach. Za zajęcie drugiego miejsca w kategorii OPEN otrzymałem pamiątkowy puchar oraz nagrodę rzeczową w postaci dużej podróżnej walizki.
Do Lublina wróciłem dzięki uprzejmości Krzyśka około godziny 17:30. Oczywiście mogłem to uczynić również z Dominiką, jej narzeczonym oraz Klaudią, ale tego dnia byłem jeszcze umówiony w Lublinie a pozostała trójka korzystając z bardzo ładnej pogody i bliskości jezior postanowiła odwiedzić jedno z nich. Jednakże dziękuję zarówno Dominice jak i Krzyśkowi!
Ocena imprezy
Dobre rekomendacje znajomych dotyczące rozgrywanej corocznie Kasztelańskiej Piątki w Łęcznej okazały się ani trochę przesadzone. Organizator a więc grupa Łęczna Biega wykazuje się sporym zaangażowaniem i gościnnością.
Na uwagę zasługuje fakt prowadzenia dobrej „kampanii” promocyjnej w mediach społecznościowych oraz skupienie wokół swojej imprezy dużej ilości sponsorów. Ich zaangażowanie widać było szczególnie w wyposażeniu pakietów startowych jak i podczas losowania nagród wśród wszystkich uczestników biegu, które trwało na prawdę długo.
Wielkim atutem imprezy jest również szybka trasa posiadająca atest PZLA. Co prawda nie wykorzystaliśmy w pełni jej możliwości (bieg taktyczny), ale w większości płaska z drobnymi jak ja to mówię „zmarszczkami” na pewno sprzyja osiąganiu dobrych rezultatów.
Na plus zaliczyć mogę również ciepły posiłek regeneracyjny oraz inne przekąski. Spragnieni mogli się również posilić piwem bezalkoholowym z lokalnego browaru.
Całościowo imprezę oceniam bardzo dobrze i bez zawahań mogę zarekomendować znajomym biegaczom, którzy do tej pory nie mieli jeszcze okazji wystartować w Łęcznej. Po raz kolejny w tym przypadku potwierdza się opinia, że lepiej zorganizować jedną, lub dwie imprezy w roku na wysokim poziomie, niż kilkanaście pozostawiających organizacyjnie wiele do życzenia, po których w dodatku nie wyciąga się właściwych wniosków.
Be First to Comment