New Balance Bieg na Piątkę jako impreza towarzysząca przy 18 Nationale-Nederlanden Półmaratonie Warszawskim był moim drugim startem w 2024 roku. Pierwotnie plany na pierwszy kwartał tego roku były nieco inne, ale jak to często w życiu bywa, czasami konieczne są modyfikacje. Nie inaczej było w moim przypadku.
I tak na skutek życiowych perypetii sezon 2024 roku otworzyłem w podwarszawskiej Wiązownie, gdzie na dystansie pięciu kilometrów uzyskałem swój drugi (słabszy jedynie o sekundę) wynik na tym dystansie. Relację z tych zawodów możecie przeczytać klikając w baner poniżej do czego Was gorąco zachęcam.
Zapisy
Rejestracja na zawody rozpoczęła się 12 grudnia 2023 roku. Jeśli mam być szczery początkowo bieg ten nie był zupełnie w kręgu moich zainteresowań. Sytuacja zmieniła się po wspomnianym wyżej starcie pod koniec lutego w Wiązownej. I spora zasługa w tym Mariusza, bo to on ostatecznie nakłonił mnie, aby się zapisać. Opłata startowa wynosiła wówczas 69 złotych.
Przeglądając regulamin zawodów oraz harmonogram pracy biura zawodów szybko okazało się, że nie będę miał możliwości odbioru pakietu startowego osobiście. I dlatego szczególne podziękowania należą się mojemu koledze z pracy Łukaszowi, który już na początku marca zaoferował swoją pomoc. Odebrał on zarówno mój jak i Mariusza pakiet już w piątek. W dniu zawodów nie było bowiem możliwości odbioru pakietów startowych, co ze względu na skalę imprezy jest chociaż częściowo zrozumiałe.
Przed zawodami
Dzień zaczął się dość wcześnie, bo już około godziny 4:50. Mimo tak wczesnej pory w kilka minut po opuszczeniu łóżka byłem już na macie do ćwiczeń. Przed podróżą musiałem nieco rozruszać swoje ciało. Pomiędzy ćwiczeniami rozciągającymi zjadłem też jedną bułkę z dżemem a na godzinę 5:30 umówiony byłem już z Mariuszem. Następnie podjechaliśmy po Karola, który kilka dni przed zawodami zdecydował się na wyjazd z Nami, choć sam w biegu nie brał udziału. Kilka minut przed godziną 6:00 wyjechaliśmy z Lublina.
Po 70 minutach jazdy drogą ekspresową byliśmy już w Warszawie. O godzinie 7:25 dojechaliśmy na Białołęke, gdzie umówiony byłem z Łukaszem na przekazanie pakietów. Następnie kilka kilometrów jazdy w okolice Stadionu Narodowego, gdzie dotarliśmy około godziny 7:45.
Pół godziny później a więc o 8:15 ruszyliśmy na półtorakilometrowy spacer.
Rozgrzewka
Na rozgrzewkę wyruszyliśmy 45 minut przed planowaną godziną startu a więc o 8:45. W moim przypadku szybko okazało się, że doskwierają mi problemy żołądkowe. Dyskomfort był na tyle spory, że w głowie pojawiły się czarne scenariusze. Nie tyle odpuszczenie zupełnie biegu co realne ryzyko zakończenia go przed czasem, lub dokończenia w stylu dalekim od zamierzonego. Minuty upływały a problemy żołądkowe nie ustępowały. Sytuacja stała się dla mnie mało komfortowa. W ramach rozruchu przebiegliśmy 3 kilometry w średnim tempie 4:53/km, choć ja musiałem kilka razy przejść do marszu lub zupełnego postoju.
Przy zaparkowanym aucie było kilka chwil na dynamiczne ćwiczenia i trzeba było myśleć o przebraniu się w strój startowy oraz zmianie butów. Samochód zaparkowaliśmy dość blisko, bo około 300 metrów od mostu Poniatowskiego na którym był zlokalizowany start biegu. Chociaż Karol był przygotowany, aby na chwilę przed startem odebrać od Nas większość ubrań to ograniczyliśmy się z Mariuszem tylko do w miarę cienkiej górnej warstwy.
Wzdłuż Wybrzeża Szczecińskiego wykonałem jeszcze cztery żywsze przebieżki na pobudzenie i ku mojemu zaskoczeniu żołądek zaczął już pracować bez większych rewolucji.
Wybiła godzina 9:25 i trzeba było już szybko udać się na most, aby przecisnąć na przód strefy startowej.
Bieg
Start jak w przypadku biegów masowych, w szczególności tych na stosunkowo krótkich i szybkich dystansach był chaotyczny i nerwowy. Pierwszą linię biegaczy od balonu oznaczającego start i matę do pomiaru czasu dzieliła ponad 100-tu metrowa strefa buforowa. Mieliśmy tak podejść bez zbędnego wyprzedzania i podbiegiwania, ale jak to najczęściej w takich sytuacjach bywa, nagle zewsząd zaczęli wskakiwać inni biegacze i cały zamysł Organizatora spełzł na niczym. Zrobiło się ciasno i nerwowo. Szybkie przywitanie m.in. z Michałem, Bartkiem, Szymonem, Hubertem, Marcinem i trzeba było startować.
Ruszyliśmy punktualnie a więc o godzinie 9:30. Moim planem był start bez mocnego szarpnięcia w tempie 3:17-3:20/km. W Wiązownej pierwszy kilometr poszedł w 3:13/km i niestety był to najszybszy ze wszystkich pięciu kilometrów. Teraz chciałem rozpocząć nieco inaczej, ale planowanie to jedno a efekt tłumu, adrenalina itp. to drugie.
Już od samego początku utworzyły się dwie wyraźne i dość liczne grupy. Pierwsza na czas 15-16 minut i druga, w której ja się znalazłem. Nie było zbyt szybko, ale to zawsze efekt początku wyścigu. Przy fladze wskazującej pierwszy kilometr stał Karol, który krzyknął, żebym biegł spokojnie swoje. Mniej więcej w tym samym czasie u boku miałem też Patryka, z którym przebiegłem większość biegu w Wiązownej. Pierwsza grupa była wyraźnie z przodu a przed Nimi jechał samochód z zegarem. Kiedy na ekranie dojrzałem rozpoczynającą się właśnie 3 minutę biegu od razu spostrzegłem, że umieszczenie flagi jest błędne. Zegarek z automatycznie ustawionymi kilometrami z GPS zawibrował kilkadziesiąt metrów dalej a czas pierwszego kilometra to 3:17/km.
Drugi kilometr rozpoczął się niewielkim, ale jednak podbiegiem w kierunku Ronda de Gaulle’a, czyli tego „z palmą”. Następnie nawrotka i odczuwalny zbieg ponownie Alejami Jerozolimskimi w kierunku mostu. Na tym etapie wyścigu niewiele się wydarzyło, chociaż grupka nieco się rozciągnęła a ja złapałem odczyt z zegarka 3:19/km.
Trzeci kilometr w całości wiódł przez most. W zasięgu mojego wzroku biegł Hubert a z Patrykiem wymienialiśmy się pozycjami co kilkadziesiąt metrów. I tak upłynął bez większej historii kilometr trzeci a na jego końcu wibracja zegarka i kolejne 3:17/km.
Czwarty kilometr mógł przynieść pewne zwroty akcji. Tutaj bowiem był zbieg z mostu Poniatowskiego do Wybrzeża Szczecińskiego, później płaski odcinek wzdłuż Stadionu Narodowego a następnie skręt w ulicę Siwca i podbieg. Na samym szczycie tego dość krótkiego, ale wyraźnie odczuwalnego podbiegu flaga czwartego kilometra. Od kilkunastu minut biegłem jednak z chłopakami na podobnym poziomie, stąd i na tym odcinku nie doszło do zbyt wielu przetasowań. Oczywiście ktoś odskoczył na kilka kroków na zbiegu, ktoś inny nadrobił kilka metrów na podbiegu, ale to wciąż było wszystko w kontakcie. Wiedziałem, że moją mocniejszą stroną jest podbieganie, jednakże musiałem uważać, aby nie zakwasić mięśni, bo to mogłoby zwiastować problemy na ostatnim kilometrze. Czwarty kilometr i nieprawdopodobne kolejne 3:17/km.
Ostatni tysiąc rozpoczął się mocnym zbiegiem w kierunku dworca kolejowego Warszawa Stadion Narodowy. Nie myślałem jeszcze o finiszu a przede wszystkim skupiłem się na tym, aby zbiec jak najmniej „inwazyjnie” i nie „zabić” przy tym mięśni ud. To się udało. Do mety pozostało około 800 metrów a na Błoniach było już głośno i usłyszałem, że na mecie zaraz pojawią się najlepsi biegacze z dystansu 5-ciu kilometrów. Pomyślałem sobie, że jeśli teraz jeszcze docisnę to będzie to na prawdę solidny, wartościowy dla mnie wynik wynik.
Na około 400 metrów przed metą tuż za zakrętem stał Krzysiek, który krzyknął na prawdę konkretnie, żebym cisnął do końca. Nie mogło być inaczej. Za chwilę jeszcze jeden zakręt w prawo w ulicę Zamoyskiego a następnie kolejny w prawo już na prostą do mety. Odpaliłem ile mogłem a na zegarze zmieniające się cyferki dawały nadzieję na przecięcie mety poniżej „16:30”. Ostatni kilometr wyszedł w tempie 3:10/km a mój czas netto wyniósł 16 minut i 27 sekund. Ale to była dobrze wykonana robota!
Za linią mety nawet nie „umierałem”. Po chwili inni rywale oraz pierwsza, druga i trzecia kobieta. Podszedłem do Huberta, który w Wiązownej był dwie sekundy przede mną a tym razem finiszował trzy sekundy szybciej. Pogratulowałem mu a Karol świetnie uwiecznił to na jednym z wideo. W ogóle Karol pod kątem wideo zrobił w Warszawie super robotę! Jeszcze chwilę poczekaliśmy na Mariusza i przez strefę mety udaliśmy się w kierunku samochodu.
- Klasyfikacja OPEN: 37/4517
- Klasyfikacja mężczyzn: 37/2278
Zakończenie
Po dotarciu do auta ponownie przebrałem się w dłuższe ubrania i wraz z Karolem udałem się na schłodzenie. Przy okazji wpadłem na wspólne zdjęcie ekipy Run Radical, które umówione było pod bramą nr. 4 Stadionu Narodowego. Ogółem w ramach schłodzenia przebiegliśmy 3 kilometry w średnim tempie 4:52/km.
O godzinie 10:45 a więc na kwadrans przed starem biegu półmaratońskiego odjechaliśmy z okolic Stadionu Narodowego. I gdybyśmy skierowali się prosto do Lublina to zapewne niewiele po godzinie 12:00 bylibyśmy z powrotem w mieszkaniach. Korzystając jednak z przedświątecznej niedzieli handlowej podjechaliśmy na skromne zakupy, tak aby ilość par butów do biegania się „zgadzała”. Ostatecznie do Lublina wróciliśmy około godziny 15:45.
Ocena imprezy
Przechodząc do oceny imprezy jeszcze raz warto podkreślić fakt, że New Balance Bieg na Piątkę choć skupił na mecie ponad 4,5 tysiąca biegaczek i biegaczy, był jedynie biegiem towarzyszącym przy 18 Nationale-Nederlanden Półmaratonie Warszawskim. W biegu głównym wzięło bowiem udział blisko 14 tysięcy osób co jest prawdopodobnie najwyższym wynikiem w historii Naszego kraju.
Imprezy o tak potężnej skali, o których mowa planowane są wiele miesięcy wcześniej przez sztab ludzi i nie ma w tym żadnego przypadku. Doświadczenie Organizatorów, ich modele działania itp. gwarantują zawody na najwyższym sportowym poziomie.
Ja nie mam w zupełności powodów, aby w jakimś stopniu czepiać się i wyszukiwać minusów organizacyjnych. Z perspektywy osób mieszkających poza Warszawą i przyjeżdżających na zawody w dniu ich rozgrywania na pewno korzystniejsza byłaby możliwość odbioru pakietu startowego na miejscu. Ale tak jak wspomniałem o tym niemalże na początku tej relacji jest to dla mnie zrozumiała decyzja. Jednocześnie Organizator podczas zapisów dawał możliwość wybrania opcji wysyłki w cenie 35 złotych. O ile w przypadku opłaty startowej za półmaraton opcja ta była być może atrakcyjna, o tyle połowa wartości pakietu na Piątkę za samą wysyłkę to raczej średnio opłacalny wariant.
Trochę zamieszania wkradło się również przy „doprowadzaniu” uczestników do samego startu, ale to akurat nie może dziwić jeśli powierzono to bardzo młodym, wiotkiej postury cheerleaderkom. Sam usłyszałem jak jedna z Nim powiedziała do swoich koleżanek „przejdźmy już na bok, bo Nas stratują” i nawet rozumiałem jej obawy.
Niemniej jednak nie ma co rozwodzić się nad tymi małymi niedociągnięciami, ponieważ cała impreza to mega wielkie przedsięwzięcie za które Fundacji „Maraton Warszawski” należą się wielkie słowa uznania.
Be First to Comment